Janusz Drzewucki, "Elegia dla Jana Drzeżdżona"
Szumi dąbrowa, słoneczny brzęczy szept,
w skoszonej rankiem trawie rosa złota,
świszczy skowronek, drąży chodniki kret,
granit próchnieje pod pazurem kota.
Tęcza stworzenia przebija się przez sen,
dojrzałe wiśnie ciekną w dzikim sadzie,
w studni za wioską łańcucha zimny szczęk,
na płatkach leśnej ciszy mech się kładzie.
Oddech żywicy, z północy morski wiatr,
w kościele modli się kaszubska mowa,
nad drogą błyska rozgrzany lotny piach,
złowieszcze chmury płyną z Wejherowa.
W Pucku na rynku kasztana szorstki cień,
w świetle zatoki obcych ludzi twarze,
ołów Bałtyku przepełnia flądry skrzel,
czas zżera z chrzęstem sprężynę w zegarze.
Wszystko tu twoje, jak było tak będzie,
zapachy czerwca i września kolory,
pleśń słodką miedzią rozkwita na dębie,
syn twego syna puszcza statki z kory.
Author: ewelinka
Jarosław Marek Rymkiewicz, "Moje dzieło pośmiertne"
Moje dzieło pośmiertne: trumna która gada
Wiersz który jest upiorem i na trumnie siada
Twarz wiersza: ospowata sina twarz księżyca
Mój wiersz: w spróchniałej trumnie Boża błyskawica
To ja: trup który idzie i rosną mu włosy
Bo są trumny co łakną krzyczą wniebogłosy
Bo choć nie mam nadziei to wiersz ma nadzieję
Bo jest mówiącą trumną z której próchno wieje
I w ciele co trumienne pośród trumien błądzi
Mój wiersz: otwarta trumna i niech Bóg ją sądzi
Bo nikt się nie spodziewa a wiersz się spodziewa
I w ciało co umarło jeszcze się odziewa
I księżycowe usta w trumnie mej otwiera
A tam próchno ząb każdy chce żyć i umiera
A tam oko łzawiące każda łza wysycha
Płuca które pękają a to wiersz oddycha
Więc nosi moje ciało choć zeń ciało spada
Moje dzieło pośmiertne: wiersz-trup który gada
Andrzej Bursa, "Sobie samemu umarłemu"
Kiedy umarłem już na amen
Cicho do żony rzekłem:
Bardzo przepraszam Cię kochana
Lecz wyjdę na chwileczkę
Gdy na Krupniczą mój upiór wchodził
Szepnąłem do koleżanki:
Wiesz ja nie żyję… nie przeszkadzajcie sobie
Ale nie mogłem ukryć żem już martwy
Koledzy mnie obsiedli gwarnie
Z papierosami żywi spoceni
Pytali: Co z tobą umarłeś?
To nic Andrzejku tylko się nie łam…
Ulicami co świat mi zamknęły na rygle
Na dworzec i przez kolejowe tory
Chodziłem cichy i wystygły
Gdzie kiedyś żywy chodziłem upiorem
Szlakiem w nudzie straconych najgorzej
Dni młodości stęsknionej i pustej
Uderzonej w żywe sercem nożem
Uderzonej kastetem w usta
Grochowiak Stanisław – Menuet
Stanisław Grochowiak, "Menuet"
Podaj mi rączkę, trumienko. Konik
Wędzidło gryzie, chrapami świszcze.
Już stangret wciska czaszkę na piszczel,
Dziurawą trąbkę bierze do dłoni.
A więc ruszymy na jednym kole,
Pod poszarpanym w nic baldachimem,
Ale wesoło! Mam mandolinę,
Z której wygnamy oślepłe mole.
He, he, trumienko, gdzieś jest cmentarzyk,
Gdzie przykucniemy z wielką ochotą,
Żeby przykryci spierzchłą kapotą
Bardzo intymnie sobie pogwarzyć.
Mysz nas nawiedzi, przyfrunie sowa,
Szakal przyczłapie z obwisłą szczęką,
Kornik zacyka do drzwi tak cienko,
Jakby żałował czegoś, trumienko,
Jakby żałował…
Tadeusz Śliwiak, "Litania bieszczadzka"
…a Maria z wiadrem w ręce
Maria od udoju
a Michał wsparty na widłach
a Michał od gnoju
a Józef od pługa i brony
a Błażej od skrzypiec
a Anna co ptactwo karmiąc
ziarno z sita sypie
gdzie podzieli się wszyscy
że tak cicho po nich
słychać tylko jak pada
owoc śliw i jabłoni
wieś jakby się cofała
coraz dalej głębiej
w raj – zamieszkały jeszcze
przez dzikie gołębie
strumień w oczy człowieka
takim światłem patrzy
jakby nigdy nie widział
noża z nożem na krzyż
jakby nigdy nie słyszał
wołania pomocy
jakby nigdy tu nad nim
dym się nie obłoczył
stoi wieś jak odbita
w czystej wodzie nieba
po niej – osierocony
biega wiatru źrebak
Broniewski Władysław – śmierć
Władysław Broniewski, "Śmierć"
Patrzy przez okno dzień chory, trupio nabrzękły i siny.
Po korytarzu szpitalnym wolno przechodzą godziny.
Szaro. I cicho. I pusto. Nie ma radości ni smutku.
Chmury się snują po niebie, jak chorzy w ciasnym ogródku.
Palce, jak martwe pająki, nad czymś się trudzą, mozolą.
W szklanym wazonie powiędły kwiaty pachnące karbolem.
Myśli, jak muchy jesienne, łażą, czepiają się sprzętów,
po raz ostatni skrzydłami biją o okna zamknięte.
Ktoś się zaczaił pod drzwiami. Ktoś podsłuchuje i czeka.
Cicho, na palcach podchodzą – śmierć, zakonnica i lekarz.
Stanisław Baliński, "Na końcowej stacji"
O, towarzysze dziwnie spędzonych wakacji,
Z którymi los tajemnie nas kiedyś skojarzył,
Zobaczymy się jeszcze na końcowej stacji,
Ze zmarszczkami na czole i ze mgłą na twarzy.
Wyciągniemy z portfelu wygaśnięte wizy
I na czarne perony wyjdziemy pomału,
Ciągnąc za sobą z trudem podróżne walizy,
Pękające od wstydu i ciężkie od żalu.
Napierski Stefan – Strach ciała
Stefan Napierski, "Strach ciała"
Pod skórą cieniuteńką sieć rozpięto: nerwy.
Rozdęły się fioletem napuszczone żyły.
Gruczoły pełne żółci, plwocin, limfy, flegmy –
Gąbczasto utyły.
Włosy się wkorzeniły w korę, wpiły w dna,
Ściekły łzy słone, trzewia pełne są obrotów,
Tryska uryna: rurka z ruchomego szkła,
Skóra jest popielata z kroplistego potu.
Zanim żywe paznokcie odrosną w mogile,
Nim w ruń zieloną wrosną, rozpłynę się w potok –
Oddech ze świstem wstrzymał się na drobną chwilę:
Serce ciche ustami spływa w ciepły krwotok.
Liebert Jerzy – Rabsod żałobny
Jerzy Liebert, "Rapsod żałobny"
…Wyrychtujemy ci chłopaczku trumnę,
Tak jak się patrzy – niewielką a szczelną.
Przez górskie łąki i przez lasy szumne
Na barkach skrzynkę poniesiem śmiertelną.
Jakże tu ziemi oddać młodziutkiego
I bezbronnego tak, który zaufał…
Odstąpim prędzej od dołu czarnego –
Nie, nie oddamy go, niech nadal ufa.
Ścigani płaczem i wroniem krakaniem,
Z truchłem, pobladli, pójdziemy przed siebie…
Ojciec zawróci i matka odstanie,
Obłędnem okiem tocząca po niebie…
Lechoń Jan – pytasz co w moim życiu
Jan Lechoń, "Pytasz, co w moim życiu…"
Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzecz główną,
Powiem ci: śmierć i miłość – obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej – modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.
Przez niebo rozgwieżdżone, wpośród nocy czarnej,
To one pędzą wicher międzyplanetarny,
Ten wicher, co dął w ziemię, aż ludzkość wydała,
Na wieczny smutek duszy, wieczną rozkosz ciała.
Na żarnach dni się miele, dno życia się wierci,
By prawdy się najgłębszej dokopać istnienia –
I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia.
Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci.