Categories
Dawni poeci

Twardowski Jan – dawna wigilia.

J. Twardowski
Dawna Wigilia
Przyszła mi na wigilię zziebnięta głuchociemna
z gwiazdą jak z jasną twarzą – wigilia przedwojenna
z domem co został jeszcze na cienkiej fotografii
z sercem co nigdy umrzeć porządnie nie potrafi
z niemądrym bardzo piórem skrobiącym w kałamarzu
z przedpotopowym świętym z Piłsudskim w kalendarzu
z mamusią co od nieszczęść zasłonić chciała łzami
podając barszcz czerwony co smieszyl nas uszkami
z lampką, z czajnikiem starym wydartym chyba niebu
z całą rodziną jeszcze, to znaczy sprzed pogrzebów
Nad stołem mym samotnym zwiesiła czułą głowę
Nad wszystkie figi z makiem — dzis juz posoborowe

Przyszła, usiadła sobie. Jak żołnierz pomilczała
Jezusa z klasy pierwszej z opłatkiem mi podała

Categories
Dawni poeci

Miłosz Czesław – Miłość

Miłość
Czesław Miłosz

Miłość to znaczy popatrzeć na siebie,
Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy,
Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.
A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie,
Ze zmartwień różnych swoje serce leczy,
Ptak mu i drzewo mówią: przyjacielu.
Wtedy i siebie, i rzeczy chce użyć,
Żeby stanęły w wypełnienia łunie.
To nic, że czasem nie wie, czemu służyć:
Nie ten najlepiej służy, kto rozumie.
Ocalenie, 1945

Categories
Dawni poeci

Asnyk Adam – Pod stopy krzyża

Dużo cierpiałem lecz koniec się zbliża
Z uspokojeniem po przebytej męce –
Pójdę, o Chryste, do stóp twego krzyża
Wyciągnąć znowu z utęsknieniem ręce
I witać ciszę zachodzącej zorzy,
Która mnie w prochu u stóp twych położy!
Nie pomnę modlitw, com niegdyś ze skruchą
Przy boku matki powtarzał niewinny
Te utonęły w fali życia głucho,
I odkąd w gruzy padł mój raj dziecinny,
Odkąd mi zabrakło ojczyzny i domu,
Nie otworzyłem mej duszy nikomu!
Nawet przed Tobą, nie mogłem, o Panie,
Wydobyć płaczu z mej piersi ściśniętej,
Bo wzrok mój padał w bezdenne otchłanie,
A tyś mi zniknął na krzyżu rozpięty,
Spośród pokoleń rozrzuconych kości,
Za ciemną chmurą krwi, łez i nicości
Ręką ziemskiego dotknąłem się błota,
Widziałem zbrodnie, nie widziałem kary,
Oprócz boleści i nędzy żywota
Nic nie znalazłem, i zbrakło mi wiary,
I dalej w ciemność poszedłem z rozpaczą,
Zazdroszcząc ludziom, co na grobach płaczą
Widziałem trwogę i niemoc konania,
Widziałem duchów hańbę i upadek –
Lecz nie widziałem nigdzie zmartwychwstania,
I próżnych męczeństw przerażony świadek,
Patrząc na niebo, co nigdy nie dnieje,
Straciwszy wiarę, straciłem nadzieję
Kochałem jeszcze biedne ludzkie cienie,
Które na stosach palą się i świecą,
Myślałem bowiem, ze biegnąc w płomienie,
Wiedzą przynajmniej, dlaczego tam lecą,
I, że przyjmując każdy ból i ranę,
W piersiach anielstwo noszą nieskalane.
Lecz gdym obaczył, skąd tu wszystkie czyny
Swój tajemniczy początek wywodzą;
Skąd wyrastają ściekłe krwią wawrzyny,
Gdzie upadają ci, co w niebo godzą,
I gdy wnikając w serc zranionych ciemność,
Za każdym bólem znalazłem nikczemność,
Natenczas miłość stała się podobną
Do nienawiści smutnej i posępnej,
I przeklinałem tę rzeszę żałobną,
I pogardzałem nimi – sam występny…
I mścić się chciałem za gorycz zawodu,
Żem nie mógł kochać jak dawniej za młodu.
Tak więc w mej duszy zburzonym kościele
Została straszna pustka i samotność,
Sam jako nędzarz zostałem w popiele
I własną badać zacząłem przewrotność,
I wszystko w sobie znalazłem to samo,
Co mi się zdało być u drugich plamą.
Wszystkie pragnienia nędzne, brudne, liche,
Co kłamią tylko pozór wyższej cnoty,
Olbrzymią nicość i olbrzymią pychę
Znalazłem na dnie swej własnej istoty,
I tak swe serce rozpoznawszy chore,
Straciłem w sobie ostatnią podporę.
Lecz ta upadku właśnie ostateczność,
Co mnie w bezdennej pogrążyła nocy,
Dała, mi poznać wszechwładną konieczność
Wyższej a razem nieskończonej mocy.
I moja rozpacz szalona i trwoga
Świadczyła jeszcze o potędze Boga.
Na mojej piersi spoczywał schowany
Maleńki krzyżyk ze słoniowej kości:
Świadek młodzieńczej wiary nieskalanej,
Dar macierzyńskiej najczystszej miłości,
Co przetrwał wszystkie burze i szaleństwa
Znakiem cichego, boskiego męczeństwa.
Kiedy go teraz na piersi zbolałej
Po latach tylu znalazłem niewierny,
Tak mi się wydał znowu jasny, biały,
Taki potężny i tak miłosierny,
Że znów tęsknotą zadrżało mi łono
Za tą postacią tyle uwielbioną!
I powitałem światło wiecznie nowe
Z tych jasnych ramion krzyża tryskające,
I na skrwawione stopy Chrystusowe
Tak samo lałem moje łzy gorące,
Jak wówczas, kiedym poił serce młode,
Patrząc na mistrza nadziemską pogodę.
I znów słyszałem te boskie wyrazy:
"Chodźcie tu do mnie wy, którzy cierpicie,
Chodźcie tu do mnie leczyć ziemskie zmazy,
We mnie jest spokój i we mnie jest życie,
Nie plączcie próżno na świeżej ruinie,
Wszystko przemija, prawda nie przeminie!"
Więc posłuchałem słodkiego wezwania –
I oto idę z mym sercem schorzałem,
I pewny jestem twego zmiłowania,
Bom wiele błądził, lecz wiele kochałem,
I drogi życia przeszedłem cierniste…
Więc Ty mnie teraz nie odepchniesz, Chryste!

Categories
Dawni poeci

Konopnicka Maria – Kubek

Kubek
Maria Konopnicka

Z jednego kubka ty i ja
Piliśmy onej chwili,
Lecz że nam w wodę padła łza,
Więc kubek my rozbili.
I poszli w świat i poszli w dal,
Osobną każde drogą,
Ani nam szczątków onych żal,
Co zrosnąć się nie mogą…
Dziś, kiedy w skwary znojnych susz
Samotne kroki niosę,
Gwiazdy mi jasne z złotych kruż*
Podają srebrną rosę.
Lecz wiem, że w żadnej z gwiezdnych czasz
Nie znajdzie się ochłoda,
Jaką miał prosty kubek nasz,
Gdzie były łzy – i woda.

Categories
Dawni poeci

Kamienska Anna – Babcia.

Anna Kamieńska
Babcia
Babcia to są miłe ręce,
Książka, herbata słodka,
Śmieszne słowa w dawnej piosence,
Suknia dla lalki i szarlotka.
Babcia to bajka, której nie znamy,
Pudełeczka, perfumy, włóczka,
Babcia to mama mojej mamy,
A ja jestem wnuczka.

Categories
Dawni poeci

Jasnorzewska Pawlikowska Maria – Światło w ciemnościach

Światło w ciemnościach…
Na białej poduszce, pod pledem,
kończą się smutki.
Tydzień ma całych dni siedem
i siedem nocy zbyt krótkich.
Mary senne, nostalgię kojące,
od nieczułej ważniejsze są jawy.
Gardzę wami, codzienne sprawy,
dni tutejsze, tygodnie, miesiące!
Świat mój własny, bezsilny, bezradny,
sny jedynie ma ku pomocy!
W Labiryncie nić Aryjadny
Świeci po nocy…
W głodzie serca, wśród granic i gromów,
nieistotną żywię się manną.
Pod poduszką mam świat mój i dom mój –
Raj – i chustkę na łzę poranną.
Leżysz, Polsko, pod moją poduszką,
Jak w dzieciństwie ukochana książka.
Pragnę czytać, czytać całą duszą!
I już słowik na Bielan zaklaskał
Już i Wisła – Już krakowski klimat –
już tramwajem dzwoni Zwierzyniecka –
już dom widać, ten, z którym od dziecka
związaniśmy jak muszla i ślimak
Potem budzik – potem światło w oczy –
Żegnać muszę odzyskany eden.
zień mój potrwa do dziesiątej w nocy –
tydzień ma całych dni siedem…

Categories
Dawni poeci

Gałczynski Ildefons Konstanty – Serwus Madonna

Serwus Madonna
Gałczyński
Niechaj tam inni księgi piszą. Nawet
niechaj im sława dźwięczy jak wieża studzwonna,
ja ksiąg pisać nie umiem, a nie dbam o sławę –
serwus, madonna.
Przecie nie dla mnie spokój ksiąg lśniących wysoko
i wiosna też nie dla mnie, słońce i ruń wonna,
tylko noc, noc deszczowa i wiatr, i alkohol –
serwus, madonna.
Byli inni przede mną. Przyjdą inni po mnie,
albowiem życie wiekuiste, a śmierć płonna.
Wszystko jak sen wariata śniony nieprzytomnie –
serwus, madonna.
To ty jesteś, przybrana w złociste kaczeńce,
kwiaty mego dzieciństwa, ty cicha wonna –
że rosa brud obmyje z rąk, splatam ci wieńce –
serwus, madonna.
Nie gardź wiankiem poety, łotra i łobuza;
znają mnie redaktorzy, zna policja konna,
a tyś matka moja, kochanka i muza –
serwus, madonna.

Categories
Dawni poeci

Brzechwa Jan – Wyznanie

Wyznanie
Brzechwa
Piersiom twoim hosanna! I pogarda światom,
Co bogów swoich wielbią w obojętnym niebie,
Bo ja, choć lichszy jestem niż najlichszy atom,
Żyć nie mogę bez ciebie ni umrzeć bez ciebie!
Na wieczność odsączyłaś krew od mego serca,
Co wszystko ci za wszystkich pragnęło przebaczyć;
Nie tyś je uśmierciła, bo cud nie uśmierca,
Jeno los, co mi nie dał znów ciebie zobaczyć.
Ja wiem, że będziesz łzami znaczyła wspomnienia
Burzy, co błyskawicą dwie otchłanie łączy,
Lecz ja nie znajdę nigdy w twych łzach ukojenia,
Bo rozpacz nie ma końca. I już się nie skończy!
Tak cierpię, że nieledwie umieram pomału,
I nie ma już modlitwy na mych wargach drżących…
Piersiom twoim hosanna! I zbawienie ciału.
I litość wiekuista dla serc miłujących!
Co trudno ukryć? Ogień, wierzę,
Bowiem za dnia go zdradzi dym,
A w nocy płomień, dzikie zwierzę.
Lecz trudno ukryć na równi z nim
Miłość. Najgłębiej choć ukryta,
Każdy ją z oczu wyczyta.
Światło wyłączyła elektrownia,
za chwilę wypali się świeca,
pozostanie blask w szczelinie pieca,
jak anemiczna pochodnia.
Nawet zegarek ze mnie szydzi
i wiem, że na pewno nie przyjdziesz.
W obojętne pełganie świecy
rzuciłbym daremne czekanie,
jak rękopis spaliłbym serce
na pożegnanie, na rozstanie.
Ale nie mogę. I oto posyłam
wszystkie myśli do twojego domu,
niech będą z tobą, strzegą cię, miła,
i nie oddadzą nikomu.

Categories
Dawni poeci

Brzechwa Jan – Ojciec

Ojciec
Jan Brzechwa

Nieżywe, smutne słowa: "Mały Jaś",
Mów do mnie znów jak dawniej. Światło zgaś,
Chcę z tobą być jak dawniej sam na sam,
By dobrze, tak jak dawniej, było nam.
Przy tobie, tak jak dawniej, siądę tuż
I będę aż do świtu milczał już;
I tylko będę słuchał twoich słów,
A ty znów, tak jak dawniej, do mnie mów.
Ja wiem, jak ci jest trudno przemóc grób,
Lecz zrób to, jeśli możesz, dla mnie zrób…
Tu nic się nie zmieniło, tylko – czas…
Przyjdź do mnie nie na długo, chociaż raz,
I powiedz, tak jak dawniej: "Mały Jaś",
Obejmij tak jak dawniej, lampę zgaś,
Do siebie na kolana znów mnie weź
I siwe moje włosy dłonią pieść.

Categories
Dawni poeci

Brzechwa Jan – Madonna

Madonna
Brzechwa
Klnę się życiem i śmiercią, klnę się Trójcą Świętą,
Ojcem, Synem i Duchem i męką dozgonną,
Że cię wydrę, gadzino, pięciu sakramentom
I siedmiu grzechom głównym, i zrobię Madonną!
Zbuduję ci świątynię, żebyś mogła godnie
Jaśnieć ludzką urodą jak monstrancją złotą,
Z pięści moich uczynię dwie smolne pochodnie
I będę tobie świecił przeżarty tęsknotą.
Z mych łez niewypłakanych baldachim ci wzniosę
Zdobiony rubinami z krwi mojego serca,
Dumę moją podścielę pod twe nogi bose,
Ażeby je pieściła jak jedwab kobierca.
Ramiona twe okryję purpurą gorącą
Pożądań mych i łaknień, które ogień ziębi,
Obnażę twoje piersi, co mi rozum mącą,
I do warg mych wypuszczę jak parę gołębi.
Niewierne twoje biodra okręcę udręką
Mej zazdrości jak ciężkim łańcuchem ze srebra,
I uklęknę przed tobą z wyciągniętą ręką
Na to bym cię przeklinał, a nie abym żebrał.
Tym przekleństwem oczyszczę twoje grzeszne ciało,
I twoje serce podłe, i duszę nikczemną,
Aż staniesz się Madonną tak śnieżną, tak białą,
Jak Anioł, co po nocach rozpacza nade mną.

EltenLink