Cztery pory roku.
Cztery pory roku.
Zrobiło się chłodniej
ale nie od wiatru,
który to z dnia na dzień
coraz mocniej wieje,
zrobiło się chłodniej
bo ciebie zabrakło,
zły los ciebie zabrał
i się ze mnie śmieje.
A jesień jak jesień
przecież kiedyś minie
nić babiego lata
zamyka mi oczy,
potem się obudzę
w białej, srogiej zimie,
serce pęknie w piersi
i się w przepaść stoczy.
Gdyby potem wiosna
(nie jak w zeszłym roku)
ogrzać mnie zechciała
swym pierwszym promieniem,
toby potem latem
wyschła już łza w oku,
ty byś był mnie blisko,
a ja blisko ciebie.
Do matki
Do matki
Przyniosę Ci niebo utkane chabrami,
makami przeplotę tęczę szczerozłotą,
słowiki zaproszę zadźwięczą majami,
będzie uczta wielka pod słońca kapotą.
Nazbieram konwalii w bukiecik ułożę,
a z mleczy żółtawych uplotę Ci wianek,
będziemy się cieszyć jak spienione morze,
gdy w srebrzystych włosach zakwitnie rumianek.
Pójdziemy do lasu szukać wonnych kwiatów
posiedzimy sobie pod starym modrzewiem,
może zobaczymy ptaki z innych światów…
A może Mateńko, usłyszymy, siebie.
Gdybyś kiedyś.
Gdybyś kiedyś.
Gdybyś kiedyś zapomniał, dokąd zmierzasz i po co,
wyszedł z domu bez słowa i nigdy nie wrócił,
będę kotem, co nie wie, co ma zrobić ze sobą,
lub psiakiem przerażonym, co go pan porzucił.
Zwilżając łzami oczy, kiedy nikt nie słyszy,
zrzucając burzę włosów, z nich warkocze plotąc,
gdy nic nie będzie w stanie zmącić mojej ciszy,
myśleć będę o Tobie, przeżarta tęsknotą.
Z krwi mojego serca zrodzisz się na nowo,
lecząc moje cierpienie i duszę nikczemną,
jeśli wierzyć mam dawnym, niespełnionym słowom,
gdy mi obiecywałeś, że zostaniesz ze mną.
Bukiet róż
Bukiet róż
Wybrałam dla Ciebie najpiękniejsze kwiaty
Jakie mogłam znaleźć w kwiaciarni za rogiem
Ot tak, bez szczególnej w kalendarzu daty
Musiałam je kupić, chociaż były drogie!
Wybrałam dla Ciebie kwiaty jak marzenie
Zjawiskowo piękny bukiet białych róż!
Wdzięczna, że się stałeś moim dopełnieniem
Bezpieczną przystanią wśród życiowych burz
Wybrałam Ci kwiaty w dowód mej miłości
Co jest jak i one niewinna i czysta!
Niech ubarwią dni Ci szarej codzienności
Gdy za oknem jesień deszczowa i mglista…
Ciebie nie ma.
Ciebie nie ma.
ciebie nie ma powtarzał samotny na globie
ciebie nie ma szeptała i nigdy nie było
i tym cichym wołaniem zmyślili się sobie
pod zimnymi gwiazdami wymyślając miłość
ciebie nie ma szeptała i nigdy nie było
moja kroplo płynąca do źródła strumieniem
na tej ziemi spóźnioną wymyślając miłość
odnajdę cię na nowo kiedy zgasną cienie
mała kroplo płynąca wczorajszym strumieniem
odpowiadał modlitwą szukając jej wszędzie
odnajdę cię uśpioną gdy pogasną cienie
moja miłość cię zbudzi kiedy mnie nie będzie
odpowiadał modlitwą szukając jej wszędzie
ciebie nie ma szeptała z dalekiej otchłani
moja miłość cię zbudzi kiedy nas nie będzie
tęsknota odbijała echem zaszeptanie
ciebie nie ma szeptała z dalekiej otchłani
ciebie nie ma powtarzał samotny na globie
tęsknota odbijała echem zaszeptanie
i miłości spragnieni zmyślili się sobie