Samotność.
Już zapomniałam o tym, co było,
odeszły gdzieś wspólne chwile.
Cisza wokoło, smutek, niepokój,
wspomnienia daleko w tyle.
Spotkania nasze i wspólne plany –
to wszystko już bez wartości.
Straciłam Ciebie, to bardzo boli,
teraz trwam w samotności.
Ona mnie koi i do snu tuli,
jak matka bierze w ramiona.
Jest ze mną we dnie, jest ze mną w nocy,
samotność – to właśnie ona.
W mym sercu wiara tkwi i nadzieja,
że znowu razem będziemy,
czas zgoi rany, a my od nowa
nasze życie zaczniemy.
Aria
Aria
Uliczkami Salzburga, w karocy,
kiedy księżyc wyrusza na wartę,
czas przemierza Królowa Nocy,
dyskutując z artystą Mozartem.
Oświetlają ich blade latarnie,
mgła otula dyskretnie ich słowa.
Ona szepcze mu przepis na arię,
lunatyczną, jak noc księżycowa.
Złotą gwiazdkę mu daje a conto,
on się czuje związany umową.
"Jutro będzie gotowe na piątą,
tylko daj mi się wyspać, Królowo."
Wraca świtem i śni niewyraźnie,
a pomysły się cisną do głowy…
Więc otwiera na świat wyobraźnię,
przekręcając w niej klucz wiolinowy.
Potem leci radośnie do słońca,
w sen wtulony, jak w miękki aksamit.
A na ziemi komety wiatr strąca,
pięciolinię zraszając nutami.
Pójdziemy tam
Pójdziemy tam.
pójdziemy tam gdzie piękny świat ukrywa swoje tajemnice,
gdzie nam ubywać będzie lat,
gdzie jest nasz dom,
gdzie są rodzice.
pójdziemy tam, gdzie wszystkim nam
się bardzo dobrze będzie działo,
gdzie nikt z nas już nie będzie sam,
gdzie nasze szczęście będzie trwało.
będziemy szli przed siebie tam,
gdzie wzrok nam wskarze, zaprowadzi,
gdzie będzie dobrze razem nam
i gdzie będziemy wszyscy radzi.
pójdziemy tam, gdzie stanie czas,
gdzie ogród pięknie pachnie kwiatem,
gdzie będzie morze, góry, las,
gdzie będzie siostra ze swym bratem.
pójdziemy tam, a jako znak,
ślady swych stóp pozostawimy,
a, gdy przejdziemy ten nasz szlak,
tam skąd przyszliśmy powrócimy.
Jest taki czas
Jest taki czas.
PRZYCHODZI W ŻYCIU TA GODZINA,
PRZYCHODZI W ŻYCIU TAKI CZAS,
ŻE SERCE MOCNIEJ BIĆ ZACZYNA
I KOCHAĆ MOCNO PIERWSZY RAZ.
przychodzi w życiu taka chwila,
że serce bije, śpiewać chce,
że ku drugiemu się przychyla,
a świat magiczny staje się.
Serce miłością przepełnione,
bije radośnie, niby dzwon
i namiętnością rozpalone,
miłosnej pieśni daje ton.
Serce uczuciem pałające,
prawdziwie kocha tylko raz,
bo w życiu pięknym, niby słońce,
przychodzi kiedyś taki czas.
Pensjonat pod linem
Pensjonat pod linem
——————————–
Ona była z Grudziądza, on podobno był z Pszczyny.
Nim sumienie dziś wstrząsa, ona kompleks ma winy.
Raz do roku ich cienie w "Pensjonacie pod linem"
melancholią wracają i spleenem.
Przygnębiony duch z Pszczyny. Smutna zjawa z Grudziądza.
Choć dla siebie jedyni, nie rozpala ich żądza.
Jedzą lina w śmietanie, jak się łyka cykutę,
odbywając spóźnioną pokutę.
Kiedyś noc ich prawdziwie połączyła pod Świeciem
i nie było szczęśliwiej zakochanych na świecie,
ani siebie zgłodniałych od Grudziądza po Pszczynę,
gdy wzajemnie karmili się linem.
Ona grób ma w Grudziądzu. On dwa kroki od Pszczyny.
Nad nią kwitną jaśminy, jemu szumią olszyny.
Ponoć w jednej sekundzie zakrztusili się ością,
przerażeni prawdziwą miłością.
Tęsknota
Tęsknota.
Tęsknie do Ciebie kochanie dniami,
żyję miłością i wspomnieniami.
Tęsknię do słońca, co mi jaśniało,
do twego serca, co mnie kochało.
Tęsknię do Ciebie kochanie nocą,
kiedy na niebie gwiazdki się złocą.
Tęsknię do oczu Twoich jasności,
do Twoich pieszczot
i do czułości.
Tęsknię do obięć
i do Twych dłoni,
do pocałunku, który mnie chroni,
do słów co koją,
do szczęścia z Tobą,
jesteś kochaną, ciepłą osobą.
Zostań więc przy mnie,
oddaj mi siebie.
Wróć do mnie proszę,
bo kocham Ciebie.
Mickiewicz Adam – Czaty
CZATY
(BALLADA UKRAIŃSKA)
Z ogrodowej altany wojewoda zdyszany
Bieży w zamek z wściekłością i trwogą.
Odchyliwszy zasłony, spojrzał w łoże swej żony
Pójrzał, zadrżał, nie znalazł nikogo.
Wzrok opuścił ku ziemi i rękami drżącemi
Siwe wąsy pokręca, i duma.
Wzrok od łoża odwrócił, w tył wyloty zarzucił
I zawołał kozaka Nauma.
"Hej, kozaku, ty chamie, czemu w sadzie przy bramie
Nie ma nocą ni psa, ni pachołka?
Weź mi torbę borsuczą i jańczarkę hajduczą,
I mą strzelbę gwintówkę zdejm z kołka".
Wzięli bronie, wypadli, do ogrodu się wkradli,
Kędy szpaler altanę obrasta.
Na darniowym siedzeniu coś bieleje się w cieniu:
To siedziała w bieliźnie niewiasta.
Jedną ręką swe oczy kryła w puklach warkoczy
I pierś kryła pod rąbek bielizny;
Drugą ręką od łona odpychała ramiona
Klęczącego u kolan mężczyzny.
Ten, ściskając kolana, mówił do niej: "Kochana!
Więc już wszystko, jam wszystko utracił!
Nawet twoje westchnienia, nawet ręki ściśnienia
Wojewoda już z góry zapłacił.
Ja, choć z takim zapałem, tyle lat cię kochałem,
Będę kochał i jęczał daleki;
On nie kochał, nie jęczał, tylko trzosem zabrzęczał,
Tyś mu wszystko przedała na wieki.
Co wieczora on będzie, tonąc w puchy łabędzie,
Stary łeb na twym łonie kołysał,
I z twych ustek różanych, i z twych liców rumianych
Mnie wzbronione słodycze wysysał.
Ja na wiernym koniku, przy księżyca promyku,
Biegę tutaj przez chłody i słoty,
Bym cię witał westchnieniem i pożegnał życzeniem
Dobrej nocy i długiej pieszczoty!"
Ona jeszcze nie słucha, on jej szepce do ucha
Nowe skargi czy nowe zaklęcia:
Aż wzruszona, zemdlona, opuściła ramiona
I schyliła się w jego objęcia.
Wojewoda z kozakiem przyklęknęli za krzakiem
I dobyli zza pasa naboje,
I odcięli zębami, i przybili sztęflami
Prochu garść i grankulek we dwoje.
"Panie! – kozak powiada – jakiś bies mię napada,
Ja nie mogę zastrzelić tej dziewki;
Gdym półkurcze odwodził. zimny dreszcz mię przechodził
I stoczyła się łza do panewki".
"Ciszej, plemię hajducze, ja cię płakać nauczę!
Masz tu z prochem leszczyńskim sakiewkę;
Podsyp zapał, a żywo sczyść paznokciem krzesiwo,
Potem palnij w twój łeb lub w tę dziewkę.
Wyżej… w prawo… pomału, czekaj mego wystrzału,
Pierwej musi w łeb dostać pan młody".
Kozak odwiódł, wycelił, nie czekając wystrzelił
I ugodził w sam łeb – wojewody.
Nie wołaj mnie
Nie wołaj mnie…
Nie wołaj mnie, bo głosu nie usłyszę,
kiedy zabłądzi między mymi snami,
nazbyt głęboką tu napotkasz ciszę,
nazbyt zasmucisz się mymi wierszami.
Nie wołaj mnie, dal coraz bardziej pusta,
już w niej na zawsze dni minione gasną
i zapominam, jak smakują usta,
czas zapominam, który był nam baśnią.
Nie wołaj mnie, przemijam zbyt jesiennie
z oddechem wichru, z deszczową piosenką,
w mym sercu noc się mroczy coraz ciemniej,
głucha na oczu twych magiczne piękno.
Nie wołaj, proszę, bym się obudziła
dla płonnych marzeń, które się nie spełnią,
bym błądząc losu ścieżką, się łudziła,
że będziesz kiedyś w sny wędrował ze mną.
Pytam życie
Pytam życie.
Siedzę sama w ciemnym pokoju.
kto wołanie moje usłyszy?
kto mnie pocieszy w złym nastroju?
kto mi wypełni pustkę ciszy?
Kto mnie przytuli, kto pokocha,
na złe i dobre ze mną będzie,
bo serce moje płacze, szlocha,
miłości pragnie, szuka wszędzie.
Kto moją dłoń w swej zciśnie dłoni?
Kto w oczy spojrzy, pocałuje,
kto mnie obejmie, kto ochroni?
Kto mi swe serce ofiaruje.
Kto będzie szeptał czułe słowa?
Kto siebie odda mi w całości
i komu będę ja gotowa
dać ciepło, miłość, moc radości?
Tysiące pytań w mojej głowie,
rozbrzmiewa echem, w głembi siedzi.
Wierzę, że życie mi odpowie,
bo szukam na nie odpowiedzi.
Hotomska Wanda – wiersz dla babci
Wiersz dla babci" – Chotomska Wanda
Z okazji Święta Babci
ja dzisiaj Babcię nauczę,
jaka powinna być wnuczka
i jaki powinien być wnuczek.
Po pierwsze, proszę Babci –
ja już od dawna uważam,
że nic tak wnucząt nie zdobi,
jak piękny uśmiech na twarzach.
Uśmiech jest dobry na co dzień,
a nie wyłącznie od święta,
więc wnuczek ma się uśmiechać,
a wnuczka ma być uśmiechnięta.